Miejsca kultowe Słowian można lokalizować w oparciu o przekazy źródłowe, jednak w większości przypadków naukowcy dysponują jedynie późnymi legendami, rzadko nawiązującymi do realnej przeszłości. Znacznie większe znaczenie mają badania archeologiczne, pozwalające odnajdywać ślady świątyń bądź innych konstrukcji kultowych. Słowianie za święte uznawali miejsca spełniające odpowiednie warunki przyrodnicze - najczęściej była to góra ze starym drzewem na szczycie. Znaczenie miała też bliskość wody w postaci źródła, studni bądź strumienia. Czcią otaczano także uznane za święte głazy, często pełniące role ołtarzy ofiarnych. Aleksander Gieysztor zwrócił uwagę na dążenie do takiego przekształcenia terenu by formował się w magiczny krąg przeznaczony do kontaktowania się z bóstwem.1
Niekończące się dyskusje naukowców wywołuje kwestia istnienia słowiańskich świątyń bądź innych konstrukcji o przeznaczeniu kultowym. Istnieje sporo wzmianek źródłowych, opisujących świątynie ulokowane na Połabiu. Zgodnie z relacjami budynki te były konstrukcjami drewnianymi, najpewniej czworokątnymi i zadaszonymi. Stanowiły obszar wydzielony dla sfery sacrum - dostęp do nich mieli tylko wyznaczeni kapłani. W źródłach i literaturze zwykle określa się je mianem kącin. Obiekty te znajdują swoje poświadczenie w archeologii - przykładem mogą być pozostałości świątyni położonej w sąsiedztwie datowanego na VII-VIII wiek grodziska w Feldbergu pod Neustrelitz2 Inaczej wygląda sytuacja na pozostałych terenach zajętych przez ludy słowiańskie. Niemal nie istnieją współczesne źródła opisujące świątynie słowiańskie na Rusi, a kompletnie brakuje ich w przypadku Polski czy Bułgarii. Również archeologia nie wykazała istnienia zadaszonych świątyń - natrafiono jedynie na kilka spornych konstrukcji. Na Rusi te tzw. chramy najczęściej nie były zadaszonymi budynkami, lecz ogrodzonymi miejscami kultowymi wyposażonymi w posągi3
W nauce ścierają się dwa główne nurty. Według pierwszego, współcześnie reprezentowanego przede wszystkim przez Stanisława Urbańczyka, Słowianie swoje bóstwa czcili w domu i w przyrodzie, nie budowali natomiast osobnych świątyń4 Te miały powstawać jedynie na Połabiu, jako późny efekt wpływów chrześcijaństwa. Gdzie indziej pogaństwo miało nie osiągnąć dostatecznie wysokiego poziomu rozwoju, by zorganizować się wokół świątyń i grupy kapłańskiej. Gieysztor wskazywał na inne typy miejsc kultowych - święte gaje, wzgórza czy stare drzewa (najczęściej dęby, ale także np. lipy, klony czy jesiony5
Takim wzniesieniem jest góra zwana Ślężą lub inaczej Sobótką. Obok niej znajdują się dwa mniejsze wzniesienia: Radunia i Góra Kościuszki. Całość słusznie zwana jest przez uczonych śląskim lub słowiańskim Olimpem. Ze znanych nam dzisiaj reliktów kultu ten jest bezspornie najwspanialszy i najstarszy. Sądzi się, że jego początki sięgają starszej epoki żelaza, a więc około 600 lat przed naszą erą. Uważa się, że do jego świetności przyczynili się cywilizowani przybysze z zachodu, Celtowie. Prawdą też jest, że jego znaczenie nie wygasło z upływem wierzeń pogańskich. Jeszcze przez pewien czas egzystował tu ośrodek chrześcijański celowo tu wzniesiony, aby zatrzeć dawne wpływy przesławnej góry. Na samym szczycie góry Ślęży biegnie opasujący ją wał owalny wykonany z mniejszych i większych kamieni gatro (czarnej, błyszczącej po rozłupaniu skały, niekiedy niesłusznie zwanej obecnie czarnym marmurem). Kamienie te były układane pionowo bez zaprawy. Między dwoma ścianami wnętrze było wypełnione drobnymi kanieniami, żwirem i piaskiem. Dzisiaj wał ten jest częściowo zniszczony. Niżej, mniej więcej w połowie wysokości góry, biegł drugi wał kamienny w formie półksiężyca długi na około 400 m i wysokością sięgający około 2 m. Na sąsiedniej Raduni, zwanej niegdyś górą Sowią lub Sępią, zachował się podobny wał kamienny o kształcie nieregularnego owalu. Obwód jego wynosi około 2 kilometrów, szerokość 3 do 5 m, a wysokość jest nieznaczna, bo zaledwie około 0,5 m. Na Górze Kościuszki odkryto w 1955 roku podobny wał jak na Raduni. Wyróżnia się tu centralne miejsce kultu, ów wspomniany wyżej święty krąg na szczycie Ślęży. Drugi krąg otacza obszar, nad którym do dzisiaj zachowały się figury kamienne, a mianowicie postać z rybą i dzik. Obok w obrębie wałów domyślamy się istnienia zbiornika wody deszczowej, wokół którego znaleziono wiele przedmiotów z brązu oraz fragmentów ceramiki. Były to składane tu celowo wota ofiarne.
Źródło:www.pascal.pl
Wokół ośrodka kultowego zachowały się relikty osad i cmentarzysk świadczące, że mógł on stanowić nie tylko obiekt kultu, ale był może centrum gospodarczym. Być może odbywały się tutaj targi. Z zachowanych rzeźb figura niedźwiedzia, czasami określanego jako dzik, znajdowała się do początków XX wieku w pobliskich Strzegowianach, a następnie została przeniesiona na szczyt Ślęży. Pod brzuchem był na niej zatarty znak X. Druga rzeźba też uważana za niedźwiedzia lub dzika (zależy to od interpretacji badacza) znajduje się na północnym stoku Ślęży. I ona ma na grzbiecie wyryty znak ukośnego krzyża. Między miejscowościami Garncarskiem, Mianowem Wielkim, Florianowem i Wojnarowicami znajduje się rzeźba określona jako Mnich, niekiedy Kręgiel. Czasami określa się ją jako znak falliczny. Poprzednio stała na okrągłej podstawie, która uległa zniszczeniu. Na głowicy i na podstawie znajdowały się wyryte znaki X. Zarówno obok rzeźby niedźwiedzia, jak i mnicha znajdują się kopczyki drobnych kamieni, którymi ów posąg obrzucano. Czwartą rzeźbę stanowi postać ludzka odziana w długą szatę. W rękach trzyma ogromną rybę z ukośnym znakiem X na grzbiecie. Znajduje się ona na północnym stoku góry. Kolejną rzeźbę stanowiła dolna część postaci ludzkiej w szerokiej szacie. Odkopano ją koło kościoła św. Anny w miasteczku Sobótka położonym u podnóża góry.
W sąsiednim Starym Zamku w kościółku był w narożnik wmurowany blok kamienny z zarysem nogi ludzkiej zdobionej też ukośnym krzyżem. Ponadto odkryto w Sobótce czworoboczny słup kamienny około 2,4 metra wysokości. U stóp Ślęży w fundamentach opactwa Górka znaleziono walcowaty głaz zdobiony znakiem X. Inny podobny znaleziono na sąsiednim grodzisku w Bądkowicach, a graniastosłup granitowy zdobiony tym samym znakiem na południowym stoku góry Ślęży.
Kto był twórcą tych rzeźb, nie wiadomo. Ośrodek istniał od wczesnej epoki żelaza, a więc należałoby go łączyć z ludnością prasłowiańską. Wydaje się jednak, że z powodzeniem Celtowie lub pod ich wpływem miejscowa ludność mogła go rozbudować i ozdobić przyjmując wzory, do których niejednokrotnie nawracano. Dzik — jeśli przyjmiemy taką interpretację wspomnianych wyżej rzeźb — był u Celtów personifikacją sił przyrody, emblematem wojennym, a później stanu rycerskiego. Biały dzik był symbolem warstwy druidów. Wreszcie u Celtów mięso dzika było potrawą rytualną spożywaną ku czci wielkiej matki.
Trudno określić charakter rzeźby postaci z rybą. Zarys szat może sugerować bóstwo kobiece. Nie musiało tak jednak być. W podobne szaty mógł być ubrany i mężczyzna. Trzymana ryba najprawdopodobniej łączy się z symbolem płodności.
Przesuwając się tym razem bardziej na wschód natrafimy na drugi wielki ośrodek kultu pogańskiego, a mianowicie na Łysej Górze. Wysoki ten szczyt wyraziście odcina się nad całą okolicą. Tu zapewne udawał się dla uczestnictwa w obrzędach ów książę mocny siedzący w Wiślech, który to miał urągać chrześcijanom. Jego to chciał perswazją nakłonić do chrztu Metody, a gdy to się nie udało, odwołał się do zbrojnej pomocy księcia Moraw. Wtedy nie tylko ochrzczono wywiezionego przedtem na obcą ziemię księcia, ale i całą ziemię włączono w skład Wielkiej Morawy. Na Łyścu, inaczej zwanym Łysą Górą, zachował się wał kamienny o długości około 1,4 kilometra, szerokości 10 do 15 m, a wysokości około 3 metrów. Zbudowany był z drobno potłuczonego kamienia kwarcytowego wzmocnionego konstrukcją drewnianą. U podnóża wału zachowały się dymarki, czyli wczesnośredniowieczne prymitywne piece hutnicze. Wał ten jest datowany na VIII wiek, a więc na ten okres, kiedy po wędrówce ludów następuje ponowna stabilizacja ludności. U stóp góry znajduje się posąg kamienny dzisiaj zwany „Pielgrzymem" albo św. Onufrym. Jest on ubrany w płaszcz i kaptur, a na szyi ma naszyjnik. Według późniejszych legend kościelnych miano tu czcić trzy bóstwa: Bodo, Łado i Lei lub Śwista, Pośwista i Pogodę lub Jessę. Niekiedy kojarzy się je z bóstwami celtyckimi: Ług, Lei, Lleu, a także Esus. Biorąc pod uwagę bezsporny wpływ Celtów na ostateczne uformowanie się wierzeń słowiańskich nie możemy wykluczyć, że wymienione nazwy są zbieżne. Nic jednak nie dowodzi, że sam ośrodek zbudowali Celtowie. I tu zapewne stało wiele figur, które następnie zostały zniszczone.
Z obszaru połabskiego z miejscowości Feldberg możemy odnotować ciekawy obiekt z VII—VIII wieku. Na wysuniętym w jezioro przy grodzie cyplu znajdują się ślady prostokątnej budowli z kamienia. Należy przyjąć, że są to ślady dawnej świątyni. Jest to o tyle ciekawe, że była to chyba pierwsza świątynia pod dachem znana z obszaru Słowiańszczyzny zachodniej. Oczywiście jej zasięg oddziaływania był o wiele mniejszy od poprzednio omawianych.
Na Mazowszu jest przynajmniej kilka obiektów, które stanową bezsporny relikt dawnych ośrodków kultowych owych małoplemiennych sanktuariów. Nie ma tu jak na Śląsku czy w kraju Wiślan wzniesień. Przez równinę mazowiecką snuje się Wisła, wielka rzeka, jedna z tych, nad których doliną rozsiadły się plemiona słowiańskie. Wisła ma przecież wysokie brzegi wyraźnie urwiście wznoszące się nad okolicą. Jeśli umieścimy w tym miejscu ośrodek kultowy, to będzie się wydawało, że leży on na wzniesieniu, przynajmniej z jednej strony. Równie trudna i mozolna będzie droga prowadząca do niego. Już we wczesnej fazie wczesnego średniowiecza spotykamy tu ślady osadnictwa ludzkiego, nawet grody, zapewne małoplemienne lub nawet mniejszych grup ludności, tam gdzie stanowi ona większe skupiska, a z reguły u ludów rolniczych decyduje o tym lepsza gleba. Macierzą Ziemi Mazowieckiej jest Płock, tu więc należało szukać ośrodka kultowego. Na Wzgórzu Tumskim, tam gdzie później był gród książęcy, zachowały się wyraziste ślady dawnego ośrodka kultu. Tym razem święty krąg stanowiły jamy wykopane w ziemi, w których płonęły znicze wyznaczające miejsca święte, zakazane przeciętnemu śmiertelnikowi. Tu, wewnątrz kręgu, przy jednej z jam znajdowały się fragmenty rozbitego ołtarza ofiarnego. Obok niego licznie występowały ślady rozbitych naczyń, prawdopodobnie po składanych darach. Żużel żelazny wskazywałby na to, że być może czczono tu boskiego Swaroga, a jego kapłani dokonywali symbolicznego chyba wytopu lub przerobu żelaza. Przypadkowo zachował się symbol falliczny wykonany z rogu, służący być może do zabiegów związanych z płodnością. W jednej z jam znaleziono czaszkę konia. Zapewne zabrano je jako swoisty łup. Znaleziona czaszka to raczej symbol, czaszka innego konia, która zatknięta zapewne na słupie zdobiła ośrodek płocki.
Cofając się nurtem Wisły natrafiamy na drugi ważny we wczesnym średniowieczu ośrodek, a mianowicie Wyszogród. Miasto to po swym upadku w XVII—XVIII wieku już się nie podźwignęło. Do dzisiaj jest małe. Tutaj w toku badań odsłonięto kolejny ośrodek kultu pogańskiego prawdopodobnie powstały około VIII wieku n.e. Na niewielkim kolistym wzniesieniu, nieco tylko naruszonym przez nie zrealizowane marzenia Prusaków, którzy chcieli zamienić go w fort chroniący ich posiadanie na tej świeżo w końcu XVIII wieku zdobytej ziemi, zachowały się relikty miejsca kultu. Podstawę jego stanowi krąg wykonany z dużych głazów narzutowych wyznaczających, podobnie jak płockie znicze, owo święte, zaklęte koło, miejsce boskiej obecności. W kręgu tym szczególną uwagę zwracają dwa kamienie. Jeden o kształcie kostki, wyraźnie obrobiony, przypomina nam grecką mensę, ołtarz do składania na nim darów ziemi, plonów, jakie ona daje. W tej rolniczej okolicy zapewne było to przede wszystkim zboże. Drugi miał wykute zagłębienie w kształcie miseczki. Tu składano krwawe ofiary ze zwierząt. Tu mogła wyładowywać się żądza mordu występująca nie tylko u społeczeństw prymitywnych. Od kręgu wiedzie droga wyłożona kamieniami. Przez nią stąpały pochody ludzi. Co ciekawsze, na tej właśnie drodze znaleziono dwa żelazne sierpy nieznacznie tylko zużyte. Służyły one do symbolicznego żęcia na początku, a może właśnie na zakończenie żniw. Może ten właśnie snop ścięty świętymi sierpami składano w ofierze bogom.
Wewnątrz kręgu zachowały się nikłe ślady dwóch budynków drewnianych. Trudno odgadnąć ich przeznaczenie. Były zbyt małe, aby można je było uznać za świątynie. Raczej należy tu domyślać się miejsca na składanie przedmiotów kultu, może chaty kapłanów, a w drugiej może trzymano świętego konia. Wyraźne ślady po słupach wskazują, że mogły tu być zakopane drewniane wyobrażenia bóstw. Wreszcie na jednym z nich, znów analogicznie jak w Płocku, tkwiła czaszka końska, którą znaleziono w czasie badań. Na szczególną uwagę zasługuje fragment kamiennego przedmiotu znaku solarnego, może symbolu czczonego tu Dadźboga.
Warto w tym miejscu wspomnieć o ofiarach zakładzinowych. Zwykle składano je przy budowie domu w formie zabitego i złożonego pod węgłem zwierzęcia. Cóż jednak należy ofiarować bogom, gdy wznosi się ich siedzibę? Jedyną godną ofiarą zakładzinową jest ofiara z człowieka. I w Płocku, i w Wyszogrodzie takie ofiary złożono. W Płocku w czasie badań znaleziono czaszkę dwunastoletniej dziewczynki zabitej jakimś ciężkim przedmiotem. W Wyszogrodzie między oboma kamieniami ołtarzowymi natrafiono na szkielet mężczyzny też z czaszką, która nosiła ślady uderzenia tępym narzędziem. I tu, i tam należy przyjąć, że ofiary złożono w momencie zakładania ośrodka. Ślady położonej obok osady i niezbyt odległego grodu o wczesnej metryce wskazują, że ośrodek wyszogrodzki był położony w centrum małego plemienia. Tu schodziła się okoliczna ludność, dopóki w X lub w XI wieku nie został on zniszczony na rozkaz władców Polski. Spod grubej warstwy gruzu, powstałej w wyniku ostatniej wojny, na dziedzińcu dawnego Zamku Ujazdowskiego wyłonił się bruk kamienny. Z tego bruku jako jeden z elementów wydobyto niezwykle ciekawą rzeźbę. Była to głowa ludzka wykonana z kamienia o wymiarach około 11,5 na 8 i na 6,4 cm. Wyraźnie widoczne są na niej oczy, nos, usta i fragment wąsa. W toku późniejszych badań wydobyto wiele głazów kamiennych, które mogły pochodzić ze świętego kręgu, a może i niektóre z nich pochodzą z ołtarzy.
Niestety miejscowe warunki nie pozwoliły na należyte rozpoznanie obiektu. Niemniej biorąc pod uwagę czas powstawania obiektu, możliwe jest uznanie tej rzeźby za kultową. Nikt jeszcze wówczas nie mógł jej wykonać dla samej sztuki. Nakład pracy, twardość kamienia były tu zbyt wielkie. Odwrotna strona rzeźby jest nie tylko nie obrobiona, ale wręcz czyni wrażenie jakby rozbitej. Może stanowiła ona jedną z kilku twarzy zniszczonego posągu? Wspomniany wąs znów skieruje nasze myśli do owego wąsatego boga Peruna znanego z Rusi. Bezpośrednie sąsiedztwo i pewne zacofanie Mazowsza być może spowodowało, że kult właśnie tutaj się zachował.
W większych ośrodkach, jak to dostrzegamy w Szczecinie, następuje niejako podział według specjalności. Uderza tu ponadto fakt istnienia kilku świątyń. Ponieważ, jak już omawialiśmy to wyżej, Słowianie, łącząc wyobrażenia bóstw w jednej figurze, mogli im niejako naraz oddawać cześć, trudno domyślić się, że każda z owych świątyń służyła innemu bogu. Raczej rozwiązania wypada szukać w portowym charakterze samego miasta. Znajdowały się tu różne grupy ludności pochodzące nawet z różnych plemion i narodowości. I to może być jedna odpowiedź. Inna to możliwość istnienia wyspecjalizowanych bóstw zawodowych powiązanych z różnymi grupami mieszkańców ówczesnego Szczecina. Byliby więc to swojego rodzaju patroni zawodów, tak jak analogicznie w średniowieczu występują patroni cechów.
Przypomnijmy, że dawne ośrodki kultu znajdowały się na ogół poza grodami, poza miejscami obronnymi. Wówczas chroniła je cześć i szacunek ogółu ludności plemion słowiańskich. Były to miejsca święte, których nikt niezależnie od takiej czy innej przynależności plemiennej nie śmiał tknąć. Lokalne wojny przetaczały się obok. Może miały one cechy miejsc azylu?
Zetknięcie się z zachodnią Europą odwróciło sytuację. Przychodzi stamtąd nie tylko nowa wiara, przychodzi nietolerancja, brutalność w traktowaniu cudzych świętości, zupełny brak poszanowania wierzeń innych. Zmieniona sytuacja spowodowała, że z miejscami kultu trzeba się było chronić za wały. Trzeba było te miejsca chronić zespołem wojowników. To przecież Swiętowit rugijski miał 600 takich wojowników. To wreszcie sami bogowie stawali się wojownikami. Zawsze miejsce kultu w grodzie musiało być eksponowane, musiało zwracać na siebie uwagę mieszkańców i podróżnych. Jak mówiliśmy wyżej, zwykle wybierano na miejsca kultu wzniesienia. W grodzie ich nie było, trzeba więc było podkreślić ważność miejsca. Wyodrębniano je za pomocą placu. Może zresztą i tutaj wzorowano się na powstających miastach zachodnich? Plastyka nie była obca kultowi Słowian zachodnich. Świadczy o tym umiejętność tworzenia posągów i ich zdobienia. Przed twórcami świątyń stanęły nowe możliwości i potrzeby. Trzeba było ozdobić duże płaszczyzny ścian, których w dawnych ośrodkach nie było. Wreszcie ciekawym elementem jest swoista ambicja świątyń. Tu, jak i w miejscu umieszczenia posągu, widzimy wyraźne wpływy wzorców zachodnich. W sumie wydaje się, że wraz z przeobrażeniem miejsc kultu w zmienionych warunkach politycznych zmieniają się elementy samej wiary, być może, idącej powolną własną drogą ku monoteizmowi. Tylko czas i chyba zbyt wolny rozwój własnej kultury duchowej, a przede wszystkim brak umiejętności pisania nie pozwoliły na szybsze przekształcanie się własnych wierzeń.6 Nawet jeszcze Słowianie przed rozbiciem jedności językowej świątyń nie znali, jak wnosimy z tego, że nie posiadali wspólnego na nie wyrazu. Wszystkie konkretnie poświadczone świątynie stały na Pomorzu i na Rugii, a było ich niewiele ponad dziesięć: po jednej w Radogoszczu, Ołogoszczu, Chocejowie, Malechowie, Płoni, Arkonie, trzy w Gardźcu na Rugii, dwie lub cztery w Szczecinie. Można niektóre z nich kwestionować, ale z drugiej strony wspomniana jest jeszcze jedna bez wyraź¬nego oznaczenia miejsca, może było coś na Rugii poza już wymienionymi. Zwrócono niedawno uwagę, że Św. Otton w swojej podróży misyjnej tylko w części odwiedzonych miejscowości natrafił na świątynie, w innych zaś na pewno ich nie było, nawet w Kamieniu, siedzibie księcia, w bogatym Wolinie, Białogardzie, Kołobrzegu, Pyrzycach. Wymienione wyżej były może nawet nowością. Kronika mówi wyraźnie, że świątynię w Chocejowie wzniesiono niedawno, tzn. z początkiem XII w. (czy na gruzach dawniejszej, o tym kronika nie wspomina). Z tegoż wieku pochodzą resztki dwóch pogańskich świątyń odkopanych w Gardźcu, a nawet w Arkonie. Te wypadki świadczą, że chęć posiadania świątyń była w pewnych punktach żywa do samego końca pogaństwa, a może nawet mają rację ci uczeni, którzy twierdzą, że są te wypadki dowodami szerzenia się mody na stawianie świątyń. Moda ta byłaby oczywiście wywołana przykładem chrześcijaństwa.
Ze szczegółów, przekazanych nam o niektórych świątyniach, widać, że nie może być mowy o jakimś określonym stylusłowiańskim w budownictwie sakralnym, każda bowiem świątynia była inaczej zbudowana. W Gardźcu świątynia, składająca się z komory wewnętrznej (sanktuarium) i obejścia, miała zamiast ścian zasłony rozpięte na słu¬pach, które zarazem podtrzymywały konstrukcję dachową. W Arkonie tylko wewnętrzne ściany były z zasłon, zewnętrzne natomiast z drzewa.
(zasłony w Gardźcu były już niesłychanie zmurszałe i rozpadały się pod dotknięciem). O jednej szczecińskiej wiemy tyle, że była drewniana. O trzech (dwie w Gardźcu, jedna w Arkonie) wiemy, że były kwadratowe, ale twierdzić to samo o innych byłoby lekkomyślnością. Czy stosowano także budowanie na zrąb, albo system łątkowy, nie wiemy. Te, których resztki odkopano, były zbudowane na słup, ściany zaś, jeżeli nie były z zasłon, były plecione z gałęzi. Z gałęzi zbudował Św. Otto pierwszy kościół w Szczecinie. Używanie plecionek przypisywano chętnie wpływom nordyckim. Jest to jednak bardzo wątpliwe, bo plecionki znano od dawna na ziemiach słowiańskich. Była to jednak technika zanikająca, używana przede wszystkim w budynkach gospodarczych. Posługiwanie się nią w świątyniach byłoby najlepiej zrozu¬miałe jako przeżytek uświęcony tradycją szczególnie szanowaną,- gdy szło o rzeczy święte. Nikt nie starał się wyjaśnić użycia zasłon zamiast ścian. Na myśl muszą przyjść w tym związku namioty, a więc technika przeżytkowa.
Świątynia w Radogoszczu wyróżniała się, jeśli wierzyć Thietmarowi, osobliwym szczegółem architektonicznym. Mianowicie za podstawę służyły rogi zwierząt. Wyglądało to niejednemu na fantazję, ale nasuwa się następujące wytłumaczenie. Oto w odkopanych szczątkach piastowskich grodów belki wałów były wiązane z sobą naturalnymi hakami, którymi były krótko przycięte gałęzie niektórych belek. Końce tych belek ze sterczącymi resztkami przyciętych gałęzi żywo przypomi¬nają rogate głowy, a nawet znaleziono zakończenia wyrzeźbione w głowy zwierząt (Hensel, Przegląd Wielkp. II, 1946, nr 7 — 8). Prawdopodobnie więc informatorzy Thietmara takie głowy mieli na myśli, albo też rzeczywiście używano czaszek z rogami jako naturalnych haków lub ozdobnego zakończenia spodnich belek.
Artystyczne wykończenie świątyń było, rzecz naturalna, różne. O trzech wiemy (w Radogoszczu, Szczecinie i Arkonie), że miały ściany pokryte płaskorzeźbami. W Radogoszczu były to podobno wizerunki bogów, co niejednokrotnie kwestionowano, nie dowierzając słowiań¬skim umiejętnościom artystycznym. Przede wszystkim wolno wątpić, czy były to portrety bogów, a to dlatego, że umieszczenie bogów na zewnętrznej stronie jest dość dziwne. Co innego w Grecji, gdzie bogowie pełnili w sztuce rolę elementu artystycznego. Raczej więc były to postacie zwierząt lub ludzi, tak jak w Szczecinie i Arkonie. O Szczecinie pisze Herbord z entuzjazmem:"Były w Szczecinie cztery kąciny Lecz jedna z nich, główna, zbudowana była z dziwną starannością i sztuką, posiadając z zewnątrz i wewnątrz wystające [tj. wypukłe] rzeźby ludzi, ptaków i zwierząt tak prawdziwie ich wygląd oddające, iż myślałbyś, że oddychają i żyją. Powiedziałbym też jako coś osobliwego, że malowanie figur zewnętrznych nie dało się zabrudzić, ani zetrzeć żadnemu nawałowi śniegów i deszczów; to zdziałała staranność malarzy."
Trochę krytycyzmu obok wyrazów uznania znajdziemy u Saksona w opisie Arkony: Na środku grodziska widać było świątynię drewnianą, bardzo pięknie zbudowaną, sławną nie tylko wspaniałością wykonania, ale i potęgą bóstwa w niej umieszczonego. Zewnętrzna strona świątyni błyszczała staranną robotą rzeźbiarską, przedstawiającą różne kształty pomalowane prymitywnie i nieudolnie. Jedne tylko były drzwi wejściowe. Sama świątynia miała dwa rzędy ścian, z których zewnętrzny, trwały, pokryty był czer¬wonym dachem; wewnętrzny zaś podtrzymywany czterema słupami odznaczał się zwisa¬jącymi zasłonami w miejsce trwałych ścian i nic nie miał z zewnętrznymi wspólnego prócz dachu i kilku belek (Saks. 564).
Nowoczesne wykopaliska potwierdziły rzetelność powyższego opisu, o ile to oczywiście możliwe. Nie mogły się przecież zachować malowidła i płaskorzeźby, ale przynajmniej znaleziono ślady zewnętrznych ścian, słupów wewnętrznych podtrzymujących dach i ślady osadzenia posągu Swiętowita.
W świątyniach zasadniczo stały posągi bogów, lecz nie we wszystkich. Wiemy, że w dwóch szczecińskich ich nie było, natomiast stały tam ławy, na których przedniejsi obywatele zasiadali do obrad i uczt. Takie przeznaczenie kącin nie oznacza samo przez się, że były to budynki świeckie, bo przecież życie polityczne i społeczne było często u wielu ludów uświęcone i połączone z życiem religijnym. Pod Rybnikiem odkryto resztki budynku podłużnego a wąskiego, z glinianymi ławami wzdłuż obu ścian. Prehistorycy uważają go za dom obrad lub świątynię; jedno i drugie musi przypomnieć stosunki szczecińskie.7
Długa była droga przeciętnego członka społeczności plemiennej do miejsca kultu czy świątyni. Wynosiła ona w dzisiejszych miarach wiele kilometrów uciążliwej drogi, oderwania od normalnych zajęć. Na to nie każdy i nie na co dzień mógł sobie pozwolić. A z bogami mimo takich czy innych świąt trzeba było mieć codzienny niemal kontakt, trzeba było ciągle się z nimi stykać. Trzeba było składać ofiary, aby ich ubłagać lub im podziękować, trzeba było zasięgnąć wróżby. Wreszcie bogowie to nie tylko figury tkwiące w świątyniach. Ci bogowie tkwili niemal wszędzie. Byli w lasach i na polach, w jeziorach i rzekach, w źródłach, które czasami miały moc leczniczą. Jeśli nie było w pobliżu kapłanów, miejsce ich zajmowali starcy z rodu lub po prostu ojcowie rodzin. Oni składali ofiary i sprawowali wróżby.8
Wróżby odgrywały w życiu Słowian dużą rolę. Nie tylko bowiem sprawy osobiste jednostek, ale także sprawy państwowe, jak wyprawa wojenna lub pokój, zależały od wyniku wróżb. Dawało to kapłanom jako wróżbitom znaczną władzę do ręki. Najwięcej uwagi badaczy pociągały wróżby z zachowania się koni. Wiadomo mianowicie, że w Szczecinie przy świątyni Trzygłowa hodowano wyłącznie do wróżb konia czarnego, w Arkonie przy świątyni Świętowita — białego . Wyraźnie poświadczony jest też koń wróżący w Radogoszczu. Były one otoczone szczególną czcią i opieką, miały nawet osobnych kapłanów do obsługi (w Arkonie mógł czasem ten kapłan konia dosiadać). Na tych koniach jeździł niekiedy bóg (Świętowit na nocne walki), ale najważniejszą ich funkcją było wróżenie. Kapłan wbijał najpierw w ziemię kilka włóczni parami, oczywiście w specjalny sposób, raczej niejasno opisany przez kronikarzy, a następnie przeprowadzał przez nie konia. Wróżba uchodziła za pomyślną, jeżeli koń przekroczył wszystkie te przeszkody prawą nogą (tak w Arkonie), albo jeżeli żadnej nie potrącił (tak znów w Radogoszczu i Szczecinie). W Radogoszczu wróżba była ważna dopiero wtedy, gdy się udała po raz drugi, a w Arkonie i Szczecinie musiała się udać trzy razy z rzędu. Za te natchnione wysiłki konia pobierała świątynia dziesięcinę z łupów wojennych; za wróżenie prywatne musiała oczywiście zapłacić z własnej kieszeni osoba zapytująca o radę. Trudno przypuścić, aby kapłani zostawili konia bez tresury i polegali tylko na bożym natchnieniu, wypuszczając z ręki tak ważny instrument polityczny. To była, zdaje się, najwyższa klasa wróżb, zwłaszcza zaś wyprawy morskie od nich zależały. Oprócz tego wróżono z napotkanego zwierzęcia (coś jak my z kota), liczono, czy do pary wypadły kreski robione bezmyślnie na popiele rzucano jakieś drewienka z jednej strony białe, z drugiej czarne (w Arkonie i Szczecinie), jakaś kombinacja zakopywania i rzucania losów wraz z wróżbą z konia była uprawiana w Radogoszczu. Za prognostyk służyło ubywanie, większe lub mniejsze, wina w pucharze trzymanym przez posąg Świętowita w Arkonie, takim samym też prognostykiem urodzaju był kołacz składany mu w ofierze na święcie żniw. Jezioro Głomaczów złowróżbnie czasem zmieniało barwę, a z jeziora w Radogoszczu wychodził przed nadchodzącym nieszczęściem ogromny dzik. W innych stronach Słowiańszczyzny nie miały, zdaje się, wróżby tak wielkiego znaczenia, jakkolwiek było ich sporo, sądząc po częstych wzmiankach w źródłach. Wymienia się przeróżne wróżby na Rusi , w Czechach i w Polsce. Synod wrocławski w XIV w. potępia wróżenie z ręki, wosku i ołowiu, ognia i wody. O wiek późniejsze kazanie potępia wróżenie ze snu, z rzucanych losów, z głosów i lotu ptaków, z obserwacji dni, z przyjścia i odejścia ludzi, z ubywania soli.9
Szeroko po ziemiach Polski rozłożone są dziwne kamienie. Są to na ogół głazy narzutowe, wyróżniające się wielkością, z dziwnymi nacięciami lub wykutymi rysunkami. Różne też dzisiaj łączy się z nimi legendy. W okolicach Kalisza jest taki kamień dzisiaj nazywany kamieniem z miseczką Matki Boskiej. Woda z owej miseczki ma pomagać na oczy, ma tu w nocy pokazywać się światło. Inne kamienie mogą mieć wykutą jedną miseczkę lub kilka. Niekiedy mogą to być tylko niewielkie zagłębienia. Jeszcze inne mają wyobrażenia wykutych stóp ludzkich zwanych bożymi stopkami. Jeszcze w późnym średniowieczu otaczano je kultem, niekiedy stawiając obok krzyż i odprawiając tu modły. Niektóre wmurowano w mury kościółków i powiązano bądź z kultem maryjnym, bądź innych świętych. Ciekawe to obiekty. Ocalały w czasie wielkiej burzy przyjmowania chrześcijaństwa, kiedy było ich zapewne zbyt wiele, aby je wszystkie zniszczyć. Znajdowały się na uboczu i nie skupiały wokół siebie zbyt wielu osób. Ot, dzisiejsze kapliczki we wsiach czy na polach. Tu dawny kult trwał. W tolerancyjnej polityce miejscowego kleru zapewne raczej starano się je uświęcać przez stawianie krzyża, może odprawianie tu modłów, aby usunąć kult „szatana". W sumie przetrwały i pozostały w pojęciach ludu jako święte. Dla tych to przyczyn niechętnie się je usuwa. Tak stało się z kamieniem pod Kaliszem, którego rozbicia miejscowy kamieniarz po prostu odmówił, mo¬tywując tym, że nie chce ściągnąć na siebie nieszczęścia.
Niewątpliwie mamy tu do czynienia z wyraźnymi lokalnymi miejscami kultu słowiańskiego. To zapewne na tych kamieniach składano ofiary. To tu dokonywano wróżb. Tylko na wielkie święta udawano się do plemiennych ośrodków kultu. To w owe zagłębienia zapewne ściekała krew z ofiarnych zwierząt. Inne, przede wszystkim te ze stopą ludzką, symbolizowały obecność bóstwa.
Należy przyjąć, że po nich mogły pozostać również elementy kultu. Wiemy, że Celtowie czcili drzewa. Jest oczywiste, że i inne ludy czyniły to samo. Jeśli spojrzymy wokół siebie, to znów dostrzeżemy wiele drzew otaczanych szacunkiem. Kiedy ginęło jedno drzewo, kult przenoszono na sąsiednie. W pomroce dziejów zatraciły te drzewa dawne znaczenie, zaginęli dawni bogowie. Dzisiaj niezmiennie służą nowemu. I tu spotykano się na wiece i na wróżby. Ten relikt dawniejszych chyba wierzeń przed personifikacją bóstw tkwił i tkwi jednak wyraźnie w ludzkiej świadomości. Wybiera się przy tym na ogół drzewa potężne, wielowiekowe, bo one odpowiadają mocy boskiej.
Świat Słowianina był uduchowiony. Duchy i demony zamieszkiwały między innymi i wody. Wydaje się, że tradycje świętych jezior, stawów i źródeł sięgają niezwykle daleko. Jakże bliskie jest bowiem zanurzenie w wodzie w czasie inicjacji zanurzeniu się w wodzie w celu uzdrowienia. I tu, i tam człowiek ponownie się rodzi. W pierwszym wypadku do życia dorosłego, w drugim do zdrowia. Z okolic Siedlec znamy inny, bardziej nam bliski przykład. W Budziszynie koło Mokobod jest tzw. „cudowne źródło". Tam zresztą zachował się fragment kamienia z miseczkowatym zagłębieniem. Zapewne obydwa elementy były tu niejako zespolone w miejscu kultowym. Obok źródła kamień ofiarny i może święte drzewa. W tych wszystkich wypadkach prawdopodobnie nie dążono do likwidacji miejsca kultu. Zresztą nie tak łatwo zlikwidować bijące źródło, bardzo przydatne, bo jeśli nie z leczniczą to zapewne przynajmniej z wodą zdrową, nadającą się do picia. Dodano tylko inne założenia ideologiczne, spod których dość łatwo można odczytać dawne wierzenia.10
Słowianin przygodnie modlił się gdziekolwiek w domu, w polu przy pracy i w lesie. Były jednak miejsca specjalnie przeznaczone na modlitwę i ofiary, ale pod gołym niebem, na łonie przyrody, jak się to do niedawna lubiło mówić. W źródłach wcale częste są napomknienia o świętych drzewach (nie wiemy, czy osobno rosnących, czy w gajach) lub o całych gajach. Można z dużym prawdopodobieństwem przypuszczać, że w gaju albo w jego najbliższym sąsiedztwie znajdowało się źródło lub rzeka dostar¬czająca wody do rytualnych obmywań, które, zdaje się, poprzedzały ofiarę. Zdarzyło się zaś, żeśmy w przejeździe dotarli do gaju, który jest jedyny w tym kraju [w Oldenburgu], cały się bowiem ściele równiną. Tutaj między starymi drzewami zobaczy¬liśmy święte dęby, które były poświęcone bogu tej ziemi, Prowe. Otaczał je podwórzec i płot starannie z drzewa sporządzony, dwie posiadający bramy. Albowiem poza bożkami domowymi i bałwanami, których pełno było po różnych miastach, to miejsce było świętością całej krainy, dla której wyznaczony był kapłan, osobne święto i rozmaite ofiary. Tu co poniedziałek zwykła była schodzić się ludność z księciem i kapłanem na sądy. Wstęp do zagrody był zakazany wszystkim prócz kapłana i przychodzących z ofiarami albo śmiercią zagrożonych, tym bowiem nie odmawiano azylu. Spotykamy tu charakterystyczne elementy: ręką ludzką nietknięty gaj, miejsce ofiar i świąt, ale zarazem zebrań sądowych i azylu. Swoim sakralno-świeckim przeznaczeniem przypomina ono świątynie szczecińskie, gdzie wiecowano i bawiono się społecznie. Czynności prawno-państwowe były widać nacechowane sakralnie; nie jest to ani rzadkość, ani specjalność słowiańska czy germańska. Płot był pożądany jako wyraźna granica miejsca świętego, a zwłaszcza azylu. Nawet w tym nieszczęsnym płocie uczony niemiecki (Wien.) dopatrywał się wpływów germańskich, przymykając oczy na fakt, że takie płoty spotyka się u różnych ludów i w różnych stronach. A więc drzewo cieszy się czcią tylko pośrednio, jak dziś kościół, bo jest siedzibą boga .
Być może, iż tak drzewa jak źródła zawdzięczają swoją opinię świętości jakimś osobliwym, stałym lub sporadycznym zjawiskom. Takie cudowne zjawisko opisano konkretnie w związku z pewnym źródłem, a raczej chyba jeziorem:
Pojawiła się opinia, że ten kult śląski został przejęty od Germanów, mieszkających przed wiekami na Śląsku (Wien. 49 i n.). Starożytny bowiem pisarz wspomina o świętym gaju Germanów, który według części uczonych znajdował się na Śląsku. Przez ten kraj przewalało się w ciągu wieków tyle ludów, że istotnie mógł któryś z nich czcić góry, mógł ten kult przekazać swoim następcom ze Słowianami włącznie. Ale przecież Germanie czcili gaj, gdy tymczasem Thietmar mówi o górze; czy wolno te dwie różne rzeczy z sobą utożsamić? Chyba nie. Nie wiemy też bliżej, jak mamy rozumieć cześć okazywaną Ślęży. Czy istotnie uważano ją za siedzibę bogów? Może był to tylko pewien respekt dla jej wielkości, taki mniej więcej, jaki czuje dziś podkrakowski chłop dla Babiej Góry.
Odkrycia archeologiczne nie mogą usprawiedliwić rozpowszechnionego w nauce poglądu, jakoby Słowianie z zasady stawiali świątynie na górach, aby wyrazić swą cześć dla gór. Nie ma to w źródłach uzasadnienia. Jeżeli świątynia znajdowała się w obrębie grodu, a gród był ze względów obronnych na wzgórzu, to i świątynia była na wzgórzu, ale to rzecz wtórna, nieistotna. W Gardźcu znów była na bagnie, bo gród był bagnem ubezpieczony.11